O kolekcji

sztuka współczesna

Jaromir Jedliński o Kolekcji Simulart:

Kolekcja iluminowana znawstwem

Kolekcja – greckie oraz łacińskie źródła tego słowa, nawet echa tego pojęcia są znaczące,
a dla nas tu interesujące. Słyszymy w nim wiele złożonych sensów: zbiór oraz zbieranie, gromadzenie ale i docieranie do rozmaitych źródeł. Właśnie docieranie do źródeł waży szczególnie w przypadku Kolekcji Simulart. Ten bowiem zbiór dzieł sztuki jest zarazem
i zasobem wiedzy, i jest on owocem znawstwa, i pasji. Jest to rzadko w Polsce spotykany przypadek, szerzej nawet ujmując nieczęsty – jest to koneserska kolekcja. Jej twórcy
i właściciele cechują się niezwykłą dociekliwością i głębokim zaangażowaniem. Podejście takie gorliwie w duecie pogłębiają, a czynią to z zapałem i radością. Emocje zaś są rzeczą sztuki. 

U źródeł znaczenia słowa kolekcja odnajdujemy jeszcze zwięzłość i sumowanie.
Collectiō znaczy zbieranie. Colligō  oznacza jednanie albo wiązanie, sens ten sięga greki
i słowa kólla czyli klej. Mamy tu zatem i sklejanie. Kolekcjonerzy dokonują scalania tego co fragmentaryczne. Kolekcja jest jak pień drzewa z narastającymi słojami. To co iluminuje kolekcję powoduje wzrastanie owego „drzewa”, dążenie (pniem i koroną) ku górze ale zarazem sięganie (korzeniami) w głąb. Jeden z najszerzej reprezentowanych w Kolekcji Simulart twórców – malarz i poeta Andrzej Szewczyk mówił kiedyś (lata 1990-te)
w rozmowie ze mną: „… kiedy oglądam czyjeś dzieło, mam przed sobą utwór biograficzny. Jeżeli patrzeć na sztukę w taki sposób, że jest ona reakcją na życie i na inne utwory to można powiedzieć, że artysta ma paręnaście tysięcy lat, jest wciąż ten sam, inaczej buduje utwór bo on musi mieć inny wygląd ale jego wrażliwość jest wrażliwością człowieka, który ma od paleolitu po dziś dzień wciąż ten sam wiek”. W optymalnym przypadku działanie kolekcjonerów wiedzie ku ocalaniu – uchowaniu całości albo odtwarzaniu pełni, kompletności, takiej pełni czy kompletności wyrażającej się w ciągłości, o jakiej często mawiał w metaforyczny sposób (jak w zacytowanym fragmencie) Szewczyk. Zastanawiając się (poprzez etymologię) nad znaczeniami kolekcjonowania, słyszymy tu jeszcze inne źródła słowa kolekcja: collātiō czyli danina oraz przejęte i upowszechnione przez łacinę kościelną słowo collecta – składka. Wszystkie te wielorakie znaczenia posłyszeć możemy u podstaw gromadzenia dzieł sztuki w ogóle. W przypadku budowanej od samej podstawy, jaką jest własna fascynacja sztuką (nie zaś spadek, dar, czy inne formy jednorazowego pozyskania) Kolekcji Simulart bardzo ważne jest to, że jej właściciele to miłośnicy sztuki. (Miłośników sztuki najbardziej potrzebują artyści, mawia o tym często Marek Chlanda, którego prawdę mówiąc jedynie tacy odbiorcy interesują w ogóle). Przekonany jestem, że twórcy interesującego tu nas zbioru dzieł sztuki budują kolekcję miarodajną dla obrazu szerokiego obszaru współczesnej sztuki w Polsce. Za tym procesem tworzenia zbioru stoi wielki – acz radosny, jak sądzę – wysiłek kolekcjonerów ku poznaniu sceny sztuki, a po dokonaniu wyboru z niej poszczególnych artystów dążenie ku dociekaniu najgłębszych sensów ich twórczości. Na tle licznych kolekcji, gdzie dominuje element posiadania, zbiór, jakiemu tu się przypatruję, cechuje się pierwiastkiem dociekania znaczeń, odniesień, związków z innymi dziełami tego samego twórcy, a także innych artystów, a dopiero w następstwie poznania tego wszystkiego – decyzja o nabyciu dzieła. 

Zbiór ten posiada też wewnętrzne odniesienia, kolekcjonerzy bowiem świadomi są wagi kontekstów, zestawień i oprawy dzieł oraz sposobów ich eksponowania. Przypatrują się poszczególnym artystom, pojedynczym ich dziełom, ale równocześnie troszczą się o zbiór jako całość, która składa się z części ustanawiających swój własny porządek (odtwarzający jakiś inny szerszy porządek jakiegoś rozleglejszego fragmentu sztuki) podobnie jak części utworu muzycznego (na przykład suity) pozostają ze sobą powiązane i następują po sobie
w znaczącej sekwencji. Tak pojmowane kolekcjonowanie jest samo w sobie także działaniem twórczym – odtwarza obraz wycinka twórczości artystycznej tworząc własną jej interpretację. Z czasem stanowiącą punkt odniesienia dla innych kolekcjonerów, odbiorców sztuki, nawet dla artystów. W tym sensie na kolekcjonerach spoczywa spora odpowiedzialność, chociaż nie powinni wyrzekać się swobody w podejmowaniu decyzji. Wszak mówimy o kolekcji prywatnej. Tacy jak tu opisywani kolekcjonerzy-koneserzy nie podążają za obowiązującym, ustanowionym przez instytucje czy rynek obrazem sztuki;
to oni tworzą własne, nowe jej zobrazowanie, albo interpretację i tacy zbieracze-znawcy dawać mogą lekcję instytucjom powołanym do ustanawiania i utrwalania obrazu tworzenia artystycznego. 

„Sztuka przeznaczona jedynie dla ekspertów to sztuka oderwana od kultury, która zapewnia jej układ odniesienia; to sztuka neurasteniczna, widmowa i przerafinowana, odcięta od życiodajnej krwi, którą może odnowić jedynie publiczność. (…)
Kiedy wyjdziemy z subsydiowanego świata muzeum i szkoły artystycznej, znajdziemy artystów i ich odbiorców zaangażowanych w tradycyjną relację: pierwsi tworzą, a drudzy nabywają dzieła, które cieszą oko i inspirują umysł”. – pisze angielski myśliciel Roger Scruton.

Przywołany już tu Marek Chlanda, jeden z reprezentowanych w Kolekcji Simulart twórców
i bardzo ważny artysta współczesności, powiedział kiedyś: „Nie jest sztuką robić sztukę”. Wysłowił się on w charakterystyczny dla siebie – posługujący paradoksem – sposób. Mówił tak, wiedząc dobrze jak mało kto, jaki trud stoi za tworzeniem poważnej sztuki ale zarazem poddawał krytyce łatwość uczestniczenia w pozornej grze na scenie artystycznej
(na obrotowej scenie „sztuki bezobjawowej”, jak mawia).

Można to samo odnieść do kolekcji. Zdawać by się mogło (i wielu tak się wydaje), że nie jest sztuką tworzyć kolekcje. Tak jednak nie jest. Dobre kolekcje to wykazują.
Przed laty odwiedzałem z małą grupą kolegów-muzealników szereg kolekcji w Teksasie. Oglądaliśmy wiele przebogatych, a w każdym razie bardzo kosztownie wyglądających, zasobów obiektów artystycznych lub rozmaitych przedmiotów na takie wyglądających.
Była przed nami dopiero wizyta w Kolekcji De Menil w Houston, także w domu Pani Dominique de Menil. Starszy kolega, Marc Scheps (wówczas dyrektor Ludwig Museum
w Kolonii) powiedział do mnie: „widzimy tu wiele drogich kolekcji, kiedy obejrzymy zbiory małżeństwa De Menil, zobaczymy wyraźnie różnicę i miałkość tych obecnie oglądanych”.
W czasie odwiedzania wytrawnych kolekcji w świecie uczyłem się odróżniania tych jedynie bogatych od tych znaczących. O tych drugich inny z kolegów, Rudi Fuchs (wówczas dyrektor Stedelijk Museum w Amsterdamie), powiedział kiedyś, że ludzie z muzeów publicznych mogliby się od nich uczyć, jak tworzyć i uobecniać zbiory sztuki. W polskiej skali, biorąc rzecz jasna pod uwagę młodość twórców Kolekcji Simulart, uznać można bez wątpienia, że już jest to kolekcja wytrawna, oparta na miłośnictwie i znawstwie, cechująca się gruntowną integralnością i uczciwością, jakich tak często tak bardzo brakuje w polskich kolekcjach
i prywatnych, i również publicznych. 

Kurażu, trzymajcie się swoich zasad, swoich intuicji oraz swej niezależności!
Sztuka oddycha wolnością. Kolekcji sztuki atmosfera wolności także jest potrzebna jak tlen.

Jaromir Jedliński wiosną 2018 roku

image/svg+xml

Menu